środa, 6 kwietnia 2011

Obcy 8 - pasażer Nostromo

Wyświechtany frazes, że dobre filmy się nie starzeją okazał się prawdziwy. Ponad 30 lat po premierze filmu „Obcy – 8 pasażer Nostromo” oglądnąłem to dzieło z ogromną przyjemnością. I nie było to tylko sentymentalne roztkliwienie czy satysfakcja konesera odświeżającego sobie klasykę. To jest świetne kino, w chwili obecnej tak samo młode, jak w momencie powstania.
Jeżeli ktoś nie widział, to oczywiście – musi zobaczyć. Nawet jeżeli nie przepada za science fiction. „Obcy” jest dziełem na tyle udanym, że zadowoli każdego kinomaniaka. W 2002 roku Biblioteka Kongresu USA zdecydowała się włączyć ten tytuł w zbiór dziedzictwa narodowego i objąć szczególną ochroną. Całkiem nieźle jak na historię o potworach i statkach kosmicznych.
Bez spłycania i bez pogłębiania, „Obcy” to niesamowity film grozy osadzony w estetyce sf. Takiej dawki tak świetnie stopniowanego napięcia dawno nie otrzymałem. Tym bardziej, że współczesne kino do absurdu doprowadziło zasadę Hitchcocka i historia musi się zaczynać zniszczeniem świata, a później napięcie rośnie. W „8 pasażerze Nostromo” znajdziemy głębię stopniowo budowanego nastroju. Na początku jest nudno, nic specjalnego się nie dzieje, nie wiadomo nawet kto tu jest głównym bohaterem. Rutyna codzienności na kosmicznym holowniku powracającym z długiej wyprawy.
Klimat jest budowany bez pośpiechu, narasta jak złowrogi warkot, jak coraz dłuższy cień kładący się na otoczeniu. Oglądając to miałem wrażenie, iż współczesnym twórcom brak odwagi na zrobienie czegoś takiego. Są niewolnikami kapitału. Dynamikę fabuły konstruują zgodnie z zaleceniami marketingowców. Opowiadane przez nich historie bywają dobre, a nawet bardzo dobre, jednak cechuje je jednostajność, wpisana w ich strukturę jednolitość.
W „Obcym” widz ma mnóstwo czasu, żeby oswoić się z otoczeniem. Co jest tym bardziej istotne, że jest ono mistrzowsko zaprojektowane. Sam wygląd wnętrz wzbudza niepokój, zapowiada coś złego. Obcy, wypoczwarzony wprost z wyobraźni Gigera, jest monstrum, które dopełnia tego obrazu.
Gdzieś tam, w zimnej, bezlitosnej otchłani rozegrał się koszmar. Upływ czasu nic nie zmienił –  historiajest tak samo przerażająca, jak w 1979.

Przyzwoity film, nieprzyzwoity reżyser

Nie ulega wątpliwości, że "Pianista" jest filmem ciekawym, wartościowym i profesjonalnie zrealizowanym. Jednak warto zadać sobie pytanie: "Kto za tym stoi?"...

Kilka dni temu - z racji tego, że na lekcjach języka polskiego przerabiam obecnie dział "II wojna światowa" - zostałam poproszona o obejrzenie fabularnego filmu z 2002 roku pt. "Pianista". Ponieważ oglądam dzieła filmowe dosyć rzadko (wolę krótkie video clipy i teledyski), po "zaliczeniu" niemal każdej produkcji pojawia się we mnie potrzeba napisania recenzji lub przynajmniej krótkiego komentarza. Pozwólcie więc, że podzielę się z Wami moimi wrażeniami po "oglądnięciu" filmowej biografii Władysława Szpilmana. Nie będę się rozpisywać na temat problematyki utworu i elementów świata przedstawionego, albowiem są one powszechnie znane.

Należę do specyficznej odmiany odbiorców kultury, którzy - zapytani o to, jak im się podobał np. obraz - odpowiadają "dobre płótno". Nic więc dziwnego, iż w "Pianiście" urzekła mnie już jedna z pierwszych informacji na początku filmu, z której wynikało, iż twórcą dzieła jest Roman Polański - dokładnie ten Roman Polański, który przez około 30 lat błąkał się po różnych krajach świata, pragnąc uniknąć odpowiedzialności za zgwałcenie 13-letniej dziewczynki (przyznaję się bez bicia, że sama uważam to przestępstwo za przedawnione i niepotrzebnie "rozdrapane", jednak nazwisko reżysera chyba już do końca życia będzie mi się kojarzyć ze sprawą Samanthy Gailey/Geimer!). Kolejną "sprawą organizacyjną", która bardzo mnie zauroczyła, jest fakt, iż w filmie wystąpił między innymi... Lew Rywin (źródło: Wikipedia.org). O tym, kim jest Rywin, chyba nie muszę pisać. Wszak cała Polska ma wciąż w pamięci słynne zdanie, pochodzące bodajże z "Gazety Wyborczej": "Przychodzi Rywin do Michnika..."

No, ale nie chcę dłużej "znęcać się" nad twórcami obejrzanej przeze mnie produkcji. Uczepiłam się Polańskiego i Rywina, gdyż w samym "Pianiście" raczej nie ma elementów nieudanych, do których można by się przyczepić (to dobrze o nim świadczy!). Film jest profesjonalnie zrealizowany, aktorzy grają poprawnie, chociaż żaden z nich nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, bym kwiczała z zachwytu, przeżywała uczucie katharsis, płakała lub popadała w inne ekstremalne stany emocjonalne. Obraz drugiej wojny światowej, zaprezentowany w kinowej biografii Szpilmana, jest dosyć realistyczny, obiektywny i wartościowy pod względem edukacyjnym, czego nie można powiedzieć np. o "Labiryncie fauna" Guillermo del Toro, w którym wyraźnie faworyzuje się komunistów.

"Pianista", pomimo poważnej tematyki, jest bogaty w cięte dialogi, a nawet żarty, za co należy mu się duży plus (przyznam, że rozbawiło mnie stwierdzenie jednego z bohaterów, według którego "jest lepiej", ale w tym znaczeniu, że "lepiej nie pytać"). Bardzo wzruszające były dla mnie momenty, w których na ekranie - obok zagranicznych aktorów - pojawiały się polskie gwiazdy (szczególnie zapadła mi w pamięć drobna, acz negatywna rólka Katarzyny Figury). Zresztą, jak wynika z elektronicznej encyklopedii Wikipedia.org, sam odtwórca roli Władysława Szpilmana, Adrien Brody, ma korzenie polsko-żydowskie. Podobnie przedstawia się sytuacja operatora Pawła Edelmana (będącego synem Marka Edelmana), a także... Romana Polańskiego! Jeśli wierzyć Wikipedii, Polański urodził się w mieszkającej we Francji rodzinie polsko-żydowskiej, a jego prawdziwe nazwisko to Raymond Roman Liebling. Nie należy się więc dziwić, że to właśnie te osoby, a nie inne, zainteresowały się problemem eksterminacji warszawskich Żydów w czasie II wojny światowej oraz przyczyniły do nakręcenia filmu poświęconego temu zagadnieniu.

„Warszawskich" - bo akcja dzieła rozgrywa się w Warszawie. Jestem dumna, że w filmie można zobaczyć wiele polskojęzycznych napisów (chodzi o szyldy sklepów, tablice informacyjne i tytuły gazet), a nawet usłyszeć, jak cudzoziemscy aktorzy z podziwu godną determinacją próbują wypowiedzieć słówko „Władek" („ł" to głoska egzotyczna dla wielu narodów. Wiem to, bo sama słyszałam, jak pewien Egipcjanin nie mógł sobie z nią poradzić). Jeśli chodzi o brutalność w „Pianiście"... No cóż, dziwne by było, gdyby film o tematyce wojennej nie zawierał żadnej przemocy. W filmie dosyć często pojawiają się sceny zabójstw czy pobić, ale nie są one aż tak okropne, by nie dało się ich oglądać (przeciwnie, można je dosyć łatwo strawić i śmiało pokazywać uczniom w szkołach). Dzieło Romana Polańskiego nie jest aż tak naturalistyczne jak np. wspomniany wcześniej nieobiektywny, lewicowy „Labirynt fauna". Inna sprawa, że „Labirynt fauna" to jedno wielkie „przegięcie" i robienie męczenników z komunistycznej partyzantki, walczącej z żołnierzami generała Franco.

Żeby nie popaść w naiwny zachwyt, wspomnę o tym, co mi się w „Pianiście" nie spodobało. Otóż: bardzo luźna, sklekocona jakby na siłę fabuła. Akcja filmu opiera się na krótkich, postępujących po sobie epizodach, których nie łączy nic oprócz problematyki i głównego bohatera (oraz, oczywiście, paru postaci drugoplanowych). Ze względu na taką budowę - którą można porównać do kompozycji, wykonanej z różnorakich widokówek, posklejanych pojedynczymi kawałkami taśmy klejącej - niemożliwe jest odpowiedzenie na pytanie: „O czym mówi dzieło?" (to znaczy, można udzielić odpowiedzi: „No, o Szpilmanie...", jednak będzie ona miała niewielką wartość informacyjną). „Pianisty" nie da się opowiedzieć tak, jak opowiada się film mający tradycyjną, zwartą kompozycję. Film Romana Polańskiego to po prostu przegląd różnych scenek (mniej lub bardziej fabularyzowanych) z życia żydowskiego, acz mieszkającego w Polsce muzyka. Główny bohater jest wyidealizowany - słodki i rozczulający, pokorny i cichy, grzeczny i niewinny, nieśmiały, bezradny, zagubiony w okrutnym świecie - toteż wzbudza we mnie opiekuńcze uczucia. Te jego smutne oczka, ojej...

Reasumując, „Pianista" raczej trafił w mój gust, chociaż życzyłabym sobie czegoś jeszcze lepszego. Dramat historyczny o tematyce współczesnej to jeden z moich ulubionych gatunków filmowych. Myślę, iż dzieło Romana Polańskiego zasłużyło na prestiżowe nagrody, którymi zostało hojnie obdarowane. Ale sam reżyser... No cóż, chwilami próbuje moralizować, chociaż trudno go uznać za tzw. „autorytet moralny"... 

Reksio.

Kto nie zna legendarnego i bohaterskiego psa reksia? Dziś postaram się wam Przybliżyć jego dzieje. Dowiecie się wiele o pomniku reksia, jego przygodach i grach.

Któż nie oglądał tak znanej bajki jak Reksio. Bajka ta powstała w latach 1967-1988. Głównym bohaterem jest dzielny pies Reksio który to, w różnych odcinkach serialu zmaga się z różnymi zadaniami. Mieszka on w swojej budzie, lecz nie spędza w niej wiele czasu, ponieważ spotykają go dziwne sytuacje lub ciekawe zagadki. W niektórych odcinkach możemy zobaczyć jego właściciela. Często dzielny pies reksio ratuje swojego właściciela z opałów, kiedy to np. topi się w jeziorze.
Fabuła bajki jest bardzo ciekawa, a Reksio zyskał sławę międzynarodową, o czym świadczy wyprodukowanie jego Angielskiej wersji. Posiada ona jednak inne podkłady dźwiękowe i nie jest tak dobra jak ta wyprodukowana w Bielsku białej, gdzie przy ul. 11 listopada znajduje się pomnik Reksia odlany z brązu.
Mimo upływu czasu, bajka dalej jest emitowana w telewizji publicznej i chętnie oglądana przez najmłodszych, a także i tych starszych, którzy chętnie przypominają sobie czasy swojej młodości gdy dla nich reksio był autorytetem.
Bajka liczy 65 odcinków, ale powstały też gry i inne gadżety z tytułowym Reksiem co świadczy o tym, że jest on nadal bardzo popularny.
Powstała także dywizja Counter strike dedykowana Reksiowi ale nie odniosła ona wielkich sukcesów, i dość szybko znikła ze sceny, lub działa dalej ale nie odnosi sukcesów.
Życzymy Reksiowi oraz jego przyjaciołom, kotą, psom i patką aby jak najdłużej był jedną z popularniejszych bajek w Polsce.

W cieniu refletorów

Autor widmo - film Romana Polańskiego niespodziewanie stał się najbardziej oczekiwaną pozycją Berlińskiego Festiwalu Filmowego. Polański kierował post-produkcją najpierw z aresztu, a później aresztu domowego w Szwajcarii.

Autor widmo - film Romana Polańskiego niespodziewanie stał się najbardziej oczekiwaną pozycją Berlińskiego Festiwalu Filmowego. Polański kierował post-produkcją najpierw z aresztu, a później aresztu domowego w Szwajcarii.

Światowa premiera filmu miała miejsce 12 lutego 2010 na Berlińskim Festiwalu Filmowym, otrzymując od krytyków entuzjastyczne recenzje, którzy porównywali film do jego wcześniejszych thrilerów, jak Chinatown (1974) z Jackiem Nicholsonem oraz Frantic (1989) z Harrisonem Fordem w roli głównej. Uprzednio Polański otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia w 1965 za Wstręt oraz za Cul-de-sac (polski tytuł: Matnia) - Złotego Niedźwiedzia (1966).

Sam Polański nie mógł uczestniczyć w berlińskiej premierze swojego filmu, gdyż od początku grudnia przebywał w areszcie domowym w szwajcarskim miasteczku Gstaad. Był zobowiązany do noszenia elektronicznego monitoringu, a jego dom otoczony był nie tylko przez fotoreporterów, lecz rówież zabezpieczony urządzeniami alarmowymi na wypadek gdyby Polański chciał złamać zakaz opuszczenia wyznaczonego miejsca aresztu.

Na berlińskiej premierze byli obecni aktorzy występujący w filmie: Ewan McGregor, Pierce Brosnan oraz Robert Harris, autor książki na podstawie której powstał fim.
Kiedy tylko gwiazdy opuściły już czerwony dywan udając się na premierę, międzynarodowe agencje prasowe doniosły o decyzji Szwajcarii, że nie wyda nakazu o ekstradycję Polańskiego do momentu, aż sąd w Los Angeles ogłosi ostateczną decyzję, iż ten powinien się stawić w sądzie osobiście.

26 września Polański przybył do Szwajcarii, aby odebrać nagrodę tutejszego festiwalu filmowego, gdzie został aresztowany przez szwajcarską policję, na podstawie wydanego w 1978 r. w USA listu gończego.
W 1978 r. Polański został oskarżony o gwałt na 13-letniej Samancie Geimer. Zdarzenie to miało miejsce w domu aktora Jacka Nicholsona w Los Angeles. Zanim czynności procesowe dobiegły końca, Polański zbiegł do Francji, która do tej pory nie podpisała z USA układu o ekstradycji.
Od 1975 r. Polański posiada podwójne obywatelstwo, polskie i francuskie.
Nigdy więcej nie pojawił się w USA, nawet wtedy, gdy w 2003 r.otrzymał Oscara za swój film Pianista.

15 najgłupszych tłumaczeń tytułów filmów!

Kiedy powstaje film, powstaje również potrzeba przetłumaczenia jego tytułu, a wraz z nią koszmar milionów widzów... Niestety, ale to bardzo przykre, że nieprofesjonalni tłumacze regularnie wpadają na pomysły totalnie abstrakcyjne i absurdalne, zupełnie niepasujące do oryginalnego tytułu ani do fabuły filmu.
Przecież tytuły filmów, powinny być ich wizytówką. Tytułów, które nijak mają się do oryginału, a często nawet do samego filmu są setki.
Czasami tłumaczenie tytułu filmowego nie należy do łatwych i przyjemnych czynności. Trzeba mieć do tego odpowiednie przygotowanie merytoryczne. Bywa, że pierwotne wersje zawierają słownictwo, które jest zupełnie niezrozumiałe dla polskiego odbiorcy. Przykładem może być "Cloverfield" Matta Reevesa nad Wisłą wyświetlany jako Projekt: Monster". Oryginalny tytuł to nazwa ulicy, przy której mieści się biuro producenta obrazu, J.J. Abramsa. Na tym przykładzie widać, jak ważne są tłumaczenia dokładne językowo i dopasowane kulturowo.
A oto 15 najgorszych tłumaczeń tytułów wszechczasów:
1. Prison Break - Skazany na śmierć
2. Bold and Beautiful - Moda na sukces
3. Duplex - Starsza Pani Musi Zniknąć
4. Panic Room - Azyl
5. City by the Sea - Dochodzenie
6. Die Hard - Szklana Pułapka
7. The Postman - Wysłannik Przyszłości
8. Larger Than Life - Pięć ton i on
9. Dirty Dancing - Wirujący Sex
10. Broken Arrow - Tajna Broń
11. Reality Bites - Orbitowanie bez Cukru
12. Lucky Number Slevin - Zabójczy Numer
13. Gilmore Girls - Kochane Kłopoty
14. Step Up - Taniec Zmysłów
15. One Tree Hill- Pogoda na miłość

Ekranizacja Hobbita

Czy ekranizacja Hobbita przyniesie taki sam sukces jak Władca Pierścieni? Będziemy się mogli o tym przekonać już w przyszłym roku. Wówczas bowiem do kin wejdzie pierwsza część.

W dzisiejszych czasach mało kto czytuje książki. Jednakże nawet pomimo tego czasem się to komuś zdarza. Bardzo dużą popularność dziełom Johna Ronalda Reuela Tolkiena przyniosła ekranizacja jego dzieła pod tytułem Władca Pierścieni. Generlanie owo dzieło było bardzo popularne jeszcze przed powstaniem filmu, zaraz po jego opublikowaniu. Jednakże z biegiem lat owa euforia znacznie spadła. Dopiero ekranizacja zwiększyła popularność dzieł Tolkien'a.
Hobbit ma wejść do kin w dwóch częściach. premiera pierwszej z nich będzie miała miejsce w dwa tysiące jedenastym roku i będzie typowym przekładem książki na ekran. Jednakże część druga, która w kinach pojawi się w dwa tysiącedwunastym roku będzie miała niewiele wspólnego z książką. Będzie ona bowiem opowiadać o wdarzeniach, które miały miejscę pomiędzy Hobbitem, a Władcą Pierścieni. J. R. R. Tolkien raczej mało pisał o tych właśnie wydarzeniach. Raczej niewiele o nich wiemy, przez co musimy liczyć tylko i wyłącznie na fantazję reżysera, którym oczywiście jest Peter Jackson.  Jackson nie może się nawet podeprzeć opinią ojca J. R. R. Tolkiena, czyli Christophera Tolkiena, który to, tak samo jak miało to miejsce w przypkadu Władcy Pierścieni, również nie bierze udziału w jego kręceniu. Czy Hobbit będzie podobny do Władcy Pierścieni? Nikt tego nie wie. Z całą pewnością jednakże można powiedzieć, że owy Władca Pierścieni był filmem wybitnym i raczej bardzo ciężko będzie pobić to dzieło. Tego możemy być niemalże w stu procetnach pewni.

Kilka rad jak zachowywać się idąc do kina

Pamiętajcie, róbcie zawsze rezerwację wcześniej i najlepiej przez internet, ponieważ w gazetach są często błędy. Sprawdźcie swoją rezerwację czy do dobrego kina i czy na dobry dzień wybraliście. Przychodźcie wcześniej odbierać rezerwacje. 


Czy to nie dziwne, że większość ludzi nie potrafi, lub nie wie jak zachować się w kinie ?

Ostatnio miałam okazję przyjrzeć się ludziom, którzy wybrali się do kina, oto co zaobserwowałam:
Brak zdecydowania na co by chcieli iść, co nie jest jeszcze takie złe, jeżeli nie zna się na filmach, a do kina przychodzi się bardzo rzadko.
Następne to jest wybieranie miejsc. Tu zaczynają się schody. Gdy kasjer w kinie wyświetli podgląd sali, ludzie całkowicie głupieją. Pomijając fakt, że każdy klient jest informowany, iż zielone to miejsca wolne i ekran u góry pierwsze pytanie, jakie zadaje klient, to które to wolne? Czerwone? A ja się pytam, gdzie czerwony na coś pozwala!? No właśnie. Kolejną zabawną obserwacją jest to, że ludzie wcale nie słuchają, co się do nich mówi, bo z góry mają już w głowie ułożoną odpowiedź. Następna rzecz to ekran, który jest zaznaczony jako szary prostokąt u góry sali, co też sprawia wiele problemu ludziom. Drobna uwaga jak widzicie na podglądzie prawie całą sale zapełnioną to nie zakładajcie, że wszyscy pozostali, którzy byli przed wami siadają w pierwszych rzędach i tylko wy jesteście tacy bystrzy by chcieć siedzieć z tyłu.
Częstym pytaniem klientów jest co znaczy k1. k2 przy tytułach filmów. Ludzie jeżeli film jest grany co godzinę to znaczy że jest grany na kilku salach, także k1 i k2 to oznaczenie tylko i wyłącznie kopii filmu. Kopie, tak na marginesie, niczym się nie różnią. W razie wątpliwości lepiej sprawdzić w dostępnym repertuarze, gdzie wszystko jest dokładnie oznaczone (tj. czy film jest z dubbingiem, długość trwania, rodzaj filmu, czy jest to wersja 3D, a może cyfrowa), wystarczy tylko przeczytać. Czytanie nie boli.
Kolejną sprawą, którą warto omówić jest zamawianie popcornu. Stanie w kolejce daje wam wystarczająco dużo czasu, by się zastanowić co chcecie, dobrze by było wyciągnąć portfel, by później nie szukać go 5 minut w torebce.
Wchodząc na sale przesiadajcie się ewentualnie po zakończeniu reklam, gdyż dużo osób się spóźnia, a po co się awanturować skoro przyszło się do kina miło spędzić czas? Pamiętajcie proszę, by wziąć ze sobą wszystko, co się wniosło do sali, nie zostawiajcie pudełek po popcornie na ziemi i napoi koło siedzeń, przecież to tylko okazanie swojej kultury osobistej.
Idąc do kina pamiętajcie, jesteście ludźmi kulturalnymi to się tak zachowujcie.